"Córeczko, zamrozimy" - już włos mi się jeży
- kpasiak
- 5 sty 2015
- 1 minut(y) czytania
„Córeczko, zamrozimy, będzie na później jak ktoś przyjdzie, wyjmiesz i masz” - dotyczy większości frykasów wigilijnych: makowców, ryb, itp. „Wiesz, ten przyniósł, ta dała i nadostawałam i mam: 6 kg lina, szczupaka - zrobimy z rodzynkami, migdałami, pietruszką, krewetkami , 8 karpi – 2 w piwie, 2 w galarecie , 2 smażone , 2 mielone, itd…” Święta to jakaś harówka w kuchni na 8 rąk przez tydzień. Mama, mimo lat dalej błyskawica i dwie ręce cały czas tylko zmywają i ogarniają. Na Wigilię jest nas zwykle ok. 10 osób, to dlaczego robimy co roku na 190…?
Podam Wam przykład na świątecznych makowcach. Makowce są świetne, ze staropolskiej kuchni, bardzo mało ciasta krucho-drożdżowego, mnóstwo maku, bakalii, miodu i masła. Pycha. Normalnie, każdy zrobiłby np. 5 sztuk. My tak nie mamy… Moja Mama tłumaczy, czy będzie 5 czy 32 to jedna praca. Tak, jedna praca, tylko prawie 7x więcej maku i dodatków do pokrojenia, 7x dłużej pieczenia. „Wiesz, to jedna praca - zamrozisz sobie, będziesz miała” – przekonuje ponownie Mama. Fakt, po rozmrożeniu świetne. Zamrażam 4 , zjadamy 3, czyli w porywach 7. Co się dzieje z 25? „No wiesz, zawieziemy Cioci1, Cioci2, Cioci3 i Cioci4, pani magister w aptece bo taka miła, ja sobie zamrożę 5.” Podobnie z rybami, co rok słyszę to już ostatni raz, za rok nie dam rady, ale co roku są, jakby w większej ilości…
Wiecie co, ja już się boję, że mam to w krwiobiegu przez lata i sama też będę powielać wzorzec, który mi nie odpowiada. W Was ratunek, abym tak nie miała.

Comments