Żytnia, smalec i ogórek - dieta cud
- Gruba Do Bólu
- 2 mar 2020
- 2 minut(y) czytania
Kiedy przestałam 30 lat temu jeść mięso, poznałam wiele zaskakujących połączeń smakowych. Rodzinny dom wzbogacił się o idealne w swojej prostocie sałatki i przystawki. Bawiłam się wtedy kolorami i kształtami, mając wielką frajdę z serwowania mięsożernej Rodzinie nowych dań. Potem przyszła intensywna praca i rzadziej przykładałam już wagę do różnorodności, skupiając się raczej na posiłkach szybkich i smacznych. Nie, nie były to fastfoody, których oferta nigdy mi nie smakowała. Następnie nastały Włochy i szał smaków Lombardii. Makarony, tworzone z wyobraźni sosy, dodatki ziół i owoce morza. Rodzina znów zachwycona. Moje posiłki skumulowane na wieczór, praca, samochód - i chyba tak to się zaczęło...
Moje pierwsze śniadanie to była kawa. Podobnie jak drugie. Coś przetrącone w biegu w pracy, jakiś obiad na mieście i wieczorne kucharzenie. Moja kuchnia była pachnąca, ciekawa i smaczna. Rzadko jadałam śniadania i to okazało się brzemienne w skutkach. I gdy, po podjęciu decyzji o leczeniu swojej otyłości, trafiłam do dietetyczki (tak, po wielu nietrwałych próbach oddałam się w ręce specjalistów i czy mi się to podoba czy nie, działam pod ich dyktando), pierwsze, co musiałam zmienić, to..... wszystko zmienić. Po pierwsze zacząć jeść śniadania w godzinę po wstaniu. Tylko, że mi nic poza płynami nie chciało przez gardło rano przejść. Z otrzymanej diety wygrzebałam smalec. Smalec z białej fasoli. Wiele o nim słyszałam, ale początkowo urzekł mnie tym, że robię raz i mam w lodówce jakiś czas. Będąc bowiem na diecie, przekornie dużo czasu spędza się w kuchni. A zawsze myślałam, że im mniej w lodówce, tym lepiej - w tym też się myliłam. Mówię to z pełną odpowiedzialnością, jako praktyk schudnięcia 20kg z pustą lodówką. Efekt po 5 latach: plus 40kg. Wracając jednak do smalcu, to póki co jedyna, poza jajecznicą potrawa, którą zjadam rano. Bo jest przede wszystkim wilgotna, ale i smaczna. Kwestia indywidualnego doprawienia - więcej tego, mniej tego i smak, który mi odpowiada powstał. I gdy na kolejnej wizycie pani psycholog (to kolejny specjalista, którego spotkacie na swojej drodze przy badaniach kwalifikacyjnych do operacji bariatrycznej) wzięła do ręki mój dzienniczek codziennych posiłków, w którym skrótami wpisywałam co, kiedy i w jakich ilościach zjadłam i wypiłam, szeroko otworzyła oczy i spytała:
- Jaką pani ma dietę? Myślałam, że nisko energetyczną. A tu czytam, na śniadanie: "żytnia, smalec, ogórek"
Oczywiście nie żytnia, tylko chleb żytni pełnoziarnisty, smalec, to ten z fasoli, a ogórek.... ten najpyszniejszy, konserwowy :)

Comments