top of page

Jeść można, a nawet trzeba

  • Zdjęcie autora: Gruba Do Bólu
    Gruba Do Bólu
  • 30 lip 2022
  • 3 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 13 sie 2022

Historia pokazała, doświadczenie nie kłamie, a praktyka potwierdziła. Gdy jest się na pełnometrażowej diecie, to nie dość, że cały czas myśli się o jedzeniu, to dużo czasu spędza się najpierw w sklepach, a potem w kuchni. Gdzie sens, gdzie logika? Od zawsze bowiem wiadomo, że jak w domu nie ma żarcia, to się po nie nie sięga. A skoro ciągle jesteś w kuchni… - to wiadomo.

I prawda i fałsz. Prawda, jak wdrażasz się dopiero w tajniki swojej diety, fałsz, bo organizacja i przepis sporo problemów rozwiązują. Empirycznie udowodnione. Przeze mnie. Przede wszystkim jednak, „kto żuje, ten żyje” i tego się trzymajmy – że jeść można, a nawet trzeba.


Nikogo nie namawiam, mięsożerców nie odżegnuję, filozofii wegetarianizmu nie krzewię. Kto mnie zna, ten wie, że zjeść u mnie można całkiem dobrze. Choć, niekoniecznie mięsno, tłusto i ostro. Bo sama nie lubię. I, o ile śniadania można ogarnąć całkiem prosto, to z obiadami i innymi „przed” i „po” posiłkami bywa problematycznie. Jak się okazuje, trzeba się nieźle namyśleć, żeby wymyślić „co ugotować na obiad” (dla siebie/dla rodziny) dziś, jutro, pojutrze i „the day after”.


Niejeden powie, że kuchnia dla samotnych to wyzwanie, inny że strata czasu, a ktoś zwróci uwagę na to, że dużo się wtedy produktów marnuje. Bo cały brokuł dla rodziny to na przystawkę, ale dla jednej osoby to już trzy posiłki. Jak nie zrobisz na czas, to się zepsuje – szczególnie zielenina. Co zrobić, żeby nie wyrzucać oraz smacznie zjeść, a do tego nie spędzać połowy dnia w kuchni – podpowiadam swoje i przygarnięte przepisy na dania. Te, które lubię, często robię, i które przy okazji pozwalają mi utrzymać wagę. A dzisiejsze menu prezentowało się tak:

O obiedzie jednak dziś będzie. Droga do przygotowania tego obiadu jest prosta i relatywnie krótka. Dziś składnikami były: brokuł, cukinia, fasola adzuki, koncentrat pomidorowy (mogą być też pomidory z puszki lub passata) i nasiona słonecznika. Nie będzie na koniec podanych w porządku ilości ingrediencji, bo w zależności od ilości gąb do wykarmienia bierze się tyle, ile zjedzą. A w proporcjach używa się tyle samo każdego głównego składnika. Z dodatków aromatyczno przyprawowych mamy: czosnek, sól, pieprz, natkę pietruszki i tymianek oraz kilka kropel cytryny. Składniki tego dania uzależniamy oczywiście od tego, co mamy w spiżarce. Bo jeżeli nie mamy nasion fasoli, to może być kukurydza, albo groszek. Dlaczego wybrałam fasolę adzuki? Bo ma bardzo dużą zawartość białka. A przy obecnych cenach ryb… to, że tak się wyrażę ordynarnie… mać! - trzeba znaleźć „alternatywne źródła białka”. A fasola adzuki jest najcenniejszą z fasoli i roślinnych źródeł tego bezcennego budulca mięśni (mam nadzieję, że nie ściemniają, ci co mówią). Wprawdzie wolę soję, ale zróżnicować dodatki też trzeba.



Pokrótce, brokuł dzielimy na małe różyczki, wrzucamy na patelnię gdzie skwierczy trochę masła i podlewamy rychło wodą, solimy, pieprzymy i przykrywamy. Tak popatrzyłam i stwierdziłam, że chciałabym mieć taką ładną patelnię – nie za ciężką, nie za dużą, która pomieściłaby co trzeba na dwa dni dla singla i ładnie wyglądałaby na zdjęciach. Wracając do obiadu, wrzucamy pokrojoną w kostkę cukinię, jak brokuł nieco zmięknie i dodajemy koncentratu lub pasaty oraz czosnek. Granulowany lub pociapany – jak kto lubi. Ja lubię świeży. Pod koniec pichcenia wrzucamy fasolę, którą trzeba ugotować wcześniej. A jeszcze wcześniej namoczyć na 12 godzin. Tymianek w tym jest ważny, bo… fasola ;) Ale nie za dużo i pod sam koniec, bo będzie gorzkie. Pietruszkę i prażone nasiona słonecznika sypiemy już po wyłożeniu na talerz. I zostaje nam tylko jeść ze smakiem. Mi smakowało.






Comments


Post: Blog2_Post

@2020 by Gruba Do Bólu

bottom of page