Pies w diecie nie pomaga
- Gruba Do Bólu
- 7 lip 2020
- 1 minut(y) czytania
Spotkanie on line z panią dietetyk. Ja, przygotowana jak celująca uczennica pierwszego dnia w szkole: badania po lewej, terminarz/notatnik po prawej, dwa długopisy (jakby jeden na pisanie się wypiął), grzywka przeczesana, pytania do specjalisty przejrzane. Spotkanie rozpoczęte – chłonę jak gąbka, bo przecież to o mnie chodzi i pomyślność przedsięwzięcia całego. Intensywnie zapisuję ważne informacje, próbując odegnać upierdliwą myśl pojawiającą się za każdym razem gdy zoczę się na ekranie komputera. Ano taką, że kiepsko wyglądam i że nie dla mnie kamera – a to cholernie rozprasza. Odganiam zatem, jednocześnie zaczynam odganiać psa, który, przedarłszy się przez zaporę, która miała umożliwić mi spotkanie w pokoju i w spokoju, włazi mi właśnie na klawiaturę. Udeptuję po prawej stronie, utrzymując z dala od kamerki. Leży na notatniku – trudno, ale już finiszujemy. Z ulgą spostrzegam, że zajmuje się w końcu sobą i zaczyna lizać łapy, rezygnując z parcia na szkło. Słucham dalej, staram się jak najwięcej zapamiętać, a tu przez wyrwę w zaporze włazi kolejny czworonóg, również żywo zainteresowany co ja takiego w necie oglądam. Po chwilowym gramoleniu się na tapczan, zalega na badaniach po lewej stronie, z pyskiem na klawiaturze. Jeszcze chwila, kurtuazyjna wymiana zdań i spotkanie zakończone.
Poruszenie wśród trzody, która zerwała się na równe nogi wyraźnie wskazywała, że dokładnie wiedziały, że jest koniec czegoś i może być początek czegoś innego – najchętniej spaceru z nimi. Mój wzrok zatrzymał się jednak na moim terminarzu, w którym jeszcze przed dziesięcioma minutami były notatki ze spotkania. Zamiast zapisanej strony z datą 15 czerwca, zobaczyłam wylizaną dziurę na dziesięć dni do tyłu, otoczoną rozmoczoną pulpą papierową… Najwyraźniej, to co wzięłam za higienę łap było wylizywaniem diety. Musiała być smaczna…

Comentários